Hana Kossowska jest bardzo interesującą osobą. Jest Żydówką. Historia jej rodziny jest bardzo interesująca, losy skomplikowane, jak w większości żydowskich rodzin.
Interesuje się mistyką żydowską, sztuką w ogóle, sama maluje, tworzy dzieła plastyczne interesującymi metodami. Maluje obrazy olejne i temperą, tworzy grafiki, małe rysunki. Robi z gliny hamsy, zwierzęta, które są mistycznymi symbolami w judaizmie. Pisze.
„Rosło kiedyś wielkie drzewo. Gdzieś w Galicji, W zapomnianym zakątku świata. Rosło i rosło, aż pewnego dnia bogobojni Żydzi wybudowali w jego koronie miasteczko. Zwykłe małe sztejtl. Ludzie rodzili się i umierali a miasteczko trwało – jak to miasteczko. Mówili, że mieszkając tak wysoko, mają bliżej do Boga.
Nikt nikogo nie krzywdził i żyło się tam spokojnie. Targ tętnił życiem, co jakiś czas młodzi stawali pod ślubnym baldachimem, rodziły się dzieci, cheder i jesziwa rozbrzmiewały słowami Świętej Tory, a pokolenia wyrastały na dobrych i bogobojnych ludzi”.
W jej interpretacji słowa są kompletnie baśniowe. Jest także aktorką. Sama opowiada w swoim domu, pracowni o swoim świecie, o trzymaniu szabatu, o znaczeniach różnych czynności w życiu. Bez pytań, między sztalugami a Księgą Zoharu. Pokazane są jej prace, ona przy pracy.