Osiemdziesiąt lat temu w majestacie prawa i siły polski rząd przystąpił do burzenia prawosławnych świątyń na Chełmszczyźnie i południowym Podlasiu. Była to w XX w. akcja bez precedensu: chrześcijanie niszczyli miejsca modlitwy innych chrześcijan.
Oficjalnym powodem wyburzania było usunięcie zbędnych, niszczejących cerkwi, znajdujących się w miejscowościach, gdzie nie ma prawosławnych. W rzeczywistości administracji państwowej chodziło o ograniczenie liczby placówek duszpasterskich Kościoła Prawosławnego oraz o zlikwidowanie nieczynnych świątyń, których otwarcia domagali się prawosławni. Jak podkreśla wybitna znawczyni dziejów prawosławia w okresie międzywojennym Mirosława Papierzyńska-Turek, w burzeniu nie przestrzegano żadnych zasad ani ustaleń. Burzono wszystko, co wydawało się władzom zbędne, zachowując Kościołowi Prawosławnemu jedynie bezwzględne minimum.
Akcję burzenia prowadzono od połowy maja do połowy lipca 1938 r. Zarządzenia w sprawie burzenia cerkwi wydawały powiatowe komitety koordynacyjne. Samą rozbiórkę organizowały zarządy gminne wykonując polecenia starostów, którzy blisko współpracowali z komitetami koordynacyjnymi. Rozbiórek cerkwi dokonywały oddziały straży pożarnej, więźniowie, oddziały saperów lub wynajęci robotnicy. Odbywały się one pod ochroną wojska lub policji, która czasem przybywała z psami. Policjanci w zależności od sytuacji i okoliczności byli z pałkami lub karabinami, czasem z nasadzonymi bagnetami. Oddziały mające dokonać rozbiórki przeważnie przybywały do wsi rano, w niektórych przypadkach nawet w nocy. Towarzyszyli im przedstawiciele lokalnej administracji.
To trudna i bolesna rocznica. Z tej okazji dziennikarze „Przeglądu Prawosławnego” jadą na Lubelszczyznę, by zebrać materiały do numeru poświęconego rocznicy, będą rozmawiać z ludźmi, odwiedzać i fotografować miejsca, gdzie dawniej stały świątynie, przeglądać dokumenty. Poprzez ich perspektywę poznamy szczegóły tej dramatycznej karty historii prawosławia w Polsce w XX w.